Gdy platformy cyfrowe blokują prezydenta USA, to kto ma władzę?

W tym tygodniu platformy technologiczne zablokowały konto głowy państwa. Konkretniej - prezydenta USA. Niesie to wiele ciekawych konsekwencji i wcale nie chodzi jedynie o kwestie “wolności słowa” czy nawet fundamentalnych założeń demokracji reprezentatywnej, bo także potencjalnie suwerenności, nie tylko informacyjnej, bo raczej tej w ogóle.

Wiadomo, że wydarzenia ostatnich lat i tygodni było poważne. Spróbuję jednak rozważyć to miało miejsce w charakterze abstrakcyjnym. Zatem zamiast opowiadać się po jakiejś ze stron (nie jestem zresztą Amerykaninem), pragnę odnotować, że ta głowa państwa  (Donald Trump)  wtedy czyli w styczniu 2021 działała na podstawie demokratycznego mandatu (legalny wybór w 2016 roku, mandat w latach 2017-2021). O szczegółach samej sytuacji politycznej stricte polecam jednak poczytać w innym miejscu, bo ja skupię się na kwestiach technologii i platform cyfrowych, w tej stale rozwijającej się sytuacji.

Siła platform cyfrowych

Ten duży precedens podkreślił siłę platform technologicznych. Nawet jeśli społeczeństwa wciąż nie zawsze zdają sobie sprawę z tej siły, to co dzieje się teraz odnotowywane jest szeroko. Jak dotychczas platformom cyfrowym wciąż brakuje przecież prerogatyw suwerennych państw. Chodzi tu więc o stosowanie ich regulaminów świadczenia usług.

Oczywiście zaistniałe wydarzenia miały swe powody. U ich podstaw były stwierdzone związki między komunikacją za pomocą mediów społecznościowych, a zajściami o charakterze przemocy i jak najbardziej realnym wtargnięciem na amerykański Kapitol. Nawet to miało zresztą swój wymiar cyfrowy, bo szereg nieautoryzowanych osób uzyskało fizyczny dostęp do systemów na Kapitolu - dokumentów, komputerów i innego sprzętu demokratycznie wybranych polityków amerykańskich. Ryzykiem tu jest oczywiście ewentualne zainstalowanie nieautoryzowanego oprogramowania (np. backdoorów/tylnych drzwi, trojanów, i ogólnie złośliwego oprogramowania, np. szpiegowskiego) w celu naruszenia cyberbezpieczeństwa systemu, wykradnięcia danych.

Blokada cyfrowa

Tak się też złożyło, że Facebook i Twitter zablokowały konta głowy państwa USA (prezydenta). Uczyniły to także inne serwisy takie jak: Reddit, Shopify, Twitch, Youtube, Instagram, Snapchat, TikTok, Apple, Discord, Pinterest, Stripe. Prezydent USA stracił zatem dostęp do możliwości komunikacji za pośrednictwem tych platform. Oczywiście wciąż ma dostęp do broni jądrowej (są tu oczywiście pewne ograniczenia; ktoś też w końcu zauważył ten drobiazg; ale sam fakt zestawienia braku możliwości pisania na Facebooku, przy dostępie do broni jądrowej - musi robić wrażenie)!

Co za ciekawe czasy, w których przyszło nam żyć.

W trakcie dalszego rozwoju sytuacji zablokowano konto kampanii TeamTrump, a Google i Apple zakazały w swoich sklepach z aplikacjami (Play, app Store)  „alternatywnej platformy komunikacyjnej” znanej jako Parler. Czyli aplikacja nie jest dystrybuowana. Amazon zresztą usunął Parler ze swoich usług chmurowych. System utracił więc miejsce swej infrastruktury. Wszystko to stało się bardzo szybko. Rodzi też ciekawe konsekwencje ale i wątpliwości.

Podsumowanie - przyszłość

To imponująca demonstracja potęgi, którą dysponują platformy cyfrowe. Z tej realnej władzy powinna zdawać sobie sprawę Europa, która nie posiada żadnej platformy cyfrowej. Tę demonstrację siły bardzo szybko odnotowali politycy w wielu krajach, choćby w Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej.

Okazja do działań jest już teraz, przy okazji prac nad Digital Services Act, czyli kodeksem-ustawą usług cyfrowych. Będzie więc ciekawie.